wtorek, 30 stycznia 2024

  Już miesiąc minął odkąd zaczął się 2024 rok, czas niestety leci coraz szybciej, choć może i dobrze - niech się skończy już ta wstrętna zima. Czas może zwolnić trochę swój bieg na wiosnę...
  Roboty masa, robię właśnie trzy-taliowy pack utrzymany w estetyce starożytnego Egiptu. Czyli ogólnie mówiąc - jestem w swoim żywiole. Pewnie koło wakacji ujrzy on światło dzienne. Trzeba będzie też powtórzyć Lancelota i Galahada, pewnie na początku marca trzeba będzie odkurzyć ten projekt. Mam już w odkurzaniu Lancelota ogromne doświadczenie :D więc chyba nie będzie wielkiego problemu. 
  
  Tak sobie patrzę na statystyki wyświetlenia bloga i fajnie - widzę, że sporo osób korzysta z poradnika dla freelancera, który robiłem w czasach pandemii. Może fajnie i może nie fajnie, bo pewnie świadczy to o tym, że na rynku jest coraz mniej zleceń i ludzie szukają pomocy gdzie się da. Niestety AI orze nasz rynek niemiłosiernie i jak ktoś nie znajdzie spokojnej przystani w postaci stałego zleceniodawcy, może mieć kłopot.

Dziś kolejna cyberpunkowa grafika dla Spacehawk, tym razem tematem był biorobot - pół-człowiek, pół-maszyna. Ciekawy projekt, musiałem poznać trochę schemat układu limfatycznego, aby zadowolić autora.

Rok 1991, czasy komputerów 8 i 16 bitowych, kaset VHS, albumów na CD i okno na świat w postaci telewizji satelitarnych. Pamiętam jak siedziałem u siostry i oglądałem MTV, ile nowych, świetnych zespołów się wtedy widziało, jakie to było odświeżające... Co fajnego się usłyszało, to się leciało na SIenkiewicza i szukało w budach z kasetami lub przeglądało katalogi u "chłopaków w bramie". Chłopaki w bramie nagrywali kasety, najpierw swoją siedzibę mieli na piętrze nad księgarnią na rogu Sienkiewicza i Małej, potem przenieśli się w pobliże Silnicy. Robiło się "zlecenie" na przegranie płyty i za dwa dni można było odebrać kasetę. 
Happy Mondays poznałem właśnie na MTV a kasetę nagraną u chłopaków mam do dziś. Od Happy Mondays zaczęła się moja, trwająca do dziś miłość do Madchesteru, Najpierw Happy Mondays potem Stone Roses, Charlatans, Blur i wiele wiele pochodnych brit-popowych brzmień. Rytm, charczące gitary, hammond - co może być lepszego?
 Znakomita płyta Pill's Thrills and Bellyaches jest na pewno w moim top 10 ever, kiedy słucham tych piosenek, w głowie otwiera mi się furtka i przenoszę się w tamte czasy. Piosenka Dennis and Lois została zadedykowana parze fanów z którymi zespół zżył się w czasie koncertów w NY. Tytuł nie jest związany w żaden sposób z tekstem piosenki, stanowi jedynie formę trybutu dla Dennisa i Lois. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz